poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Dzień trzynasty

Wiosna

Czwartek, 16 maja

Pogoda na oko - jak wczoraj - silny wiatr i żarówa. Ale trochę cieplej. Jako, że wypłynąłem dzisiaj późno - ok. 11:00, popłynąłem od razu do Podwójnej Zatoki, nie zatrzymując się przy kamieniu. Po drodze - pod wpływem impulsu - skręciłem do maleńkiej, niepozornej zatoczki, którą nazwę Lodową, ze względu na pokrętną logikę moich skojarzeń.

Zatoczka ta to płytkie zagłębienie w linii brzegowej, nieciekawie wyglądające, z cienkim paskiem rachitycznych trzcin w płytkim końcu. Byłem tam raz, czy dwa, kilka lat temu. Nic nie złowiłem i od tej pory ją omijałem, uważając ją za miejsce jałowe. A przecież, jeśli się dobrze przyjrzeć, to bardzo płytkie dno i wodorosty w owym płytkim końcu, stanowią doskonałe tarlisko dla szczupaka. Być może jest jakiś problem z dostępnością pożywienia w późniejszym okresie, ale tuż po tarle szczupaki tam - jak się okazuje - są.

W Zatoczce Lodowej otworzyło się przede mną wędkarskie niebo: 8 szczupaków w ciągu może trzech kwadransów. Dodatkowo, kilka zejść i odprowadzeń. Pięknie! Nareszcie zaczęły żerować jak należy. Wygłodniały długim postem, kiedy trzeba było ciężko walczyć o każdego szczupaka, łowiłem w euforycznym nastroju. Wreszcie się ruszyły. Szkoda tylko, że na dwa dni przed moim wyjazdem. Z drugiej zaś strony, mogły zacząć żerować dwa dni później... Trzeba się cieszyć tym, co jest.

Cała ta sytuacja była dla mnie tak nieoczekiwana, że nie pomyślałem o tym, by włączyć kamerę. A szkoda! Jutro, będę mądrzejszy, ale szczupaki nie będą już takie chętne... Co prawda, sfilmowałem trochę łowienia w późniejszej porze dnia.

Następnie, szybki wypad na lunch do Zatoczki Zacisznej, która przy tym wietrze specjalnie zaciszna nie była. Kilka bezproduktywnych rzutów tam i przenoszę się do zatoczki i trzcin po drugiej stronie, gdzie było cicho. Spędzam tam przyjemne popołudnie, łowiąc 4 szczupaki, rozkoszując się pięknym krajobrazem i ciepłą pogodą. Wędkarsko byłem nasycony nadmiarem wrażeń z wcześniejszego łowienia w Zatoce Lodowej. To łowienia tutaj było jak deser, kawa i koniak, po wyśmienitym obiedzie. Rozkoszowałem się każdą chwilą.








Ok 19 wracam do Zacisznej i tam pod pałacem doławiam 13 szczupaka tego dnia. I ostatniego. Łowię jeszcze do 21, ale bezproduktywnie. Rekordowy dzień.



Ostatni szczupak tego dnia






Jesień

Poniedziałek, 21

Pochmurno, ale nie pada. Temperatura o 10:00 - 8 stopni. Ciśnienie 1017 hp.

Dzień nie był taki straszny jeśli chodzi o pogodę. Prawie nie padało. Dokuczał jedynie silny wiatr - do 40 km/h, który wiał ze wschodu. Musiałem się chować po zatokach. Pierwsze dwa szczupaki złowiłem przy głębokich trzcinach naprzeciw kamienia. Żółty flatwing i tonąca linka na #10 Venus Vision. Przy następnych trzcinach - 4 i kolejny przy ostatnich trzcinach przed stawami. Wszystko na tonącą linkę. Linka pośrednia, od której zacząłem, była nieskuteczna. Jak się okazało, szczupaki stały przy dnie, ale brały dobrze. Łowienie było trudne technicznie ze względu na silny wiatr i dużą falę, która spychała mnie cały czas, mimo kotwicy wypuszczonej na długiej lince. Z myślą o takich sytuacjach wożę drugą, cięższą kotwicę w forpiku, ale nigdy nie chce mi się jej wyciągać.

Obłowiwszy trzciny przy torze wodnym, postanowiłem sprawdzić, czy na Bindudze szczupaki już żerują. Żerowały, i to jak! Spędziłem tam kilka godzin i złowiłem łącznie 13 sztuk, w tym jedną 101 cm i kilka ponad 80 cm. Metrówka dała się wyholować szybko i bez histerii. Za to w łódce, kiedy ją mierzyłem, wykonała jakieś 20 skoków. Pomógł dopiero mokry ręcznik na głowę. Ikrzycy, nie moją... Ale fotografie zrobiłem i ryba bez problemów wróciła do wody. Z owych 13 - 11 złowiłem w okolicach pomostu. Było tam takie jedno miejsce - duża kępa rogatka, z którego miałem pięć sztuk - praktycznie - rzut po rzucie!

Złowiłem jeszcze 4 sztuki: dwa przy trzcinach przed Kablem i dwa w zatoczce za wyspą. Przedostatni wziął mi jak pstrąg: rzuciłem pod takie dziwne trzciny, które rosły na brzegu, nie w wodzie i kiedy zacząłem ściągać linkę, zobaczyłem wir tuż ppod brzegiem, pod tymi trzcinami. Kiedy zacząłem kojarzyć, że to był szczupak, poczułem go na wędce, łagodnie, bo zaatakował od tyłu. Walczył też jak pstrąg - ostro chodząc na boki. Co prawda nie skakał tylko trzymał się dna, ale od łódki odszedł mi z 5 razy. I to ostro! Już zacząłem myśleć, że troć… Ale jednak był to szczupak. Silny i krępy, taki klockowaty z wielkim łbem. Miał 88 cm i dobrze ponad 4 kilogramy. Ze względu na swoją masywność wydawał się być większy. Kiedy był jeszcze w wodzie, byłem przekonany, że ma ponad metr.

Powrót był mało sympatyczny ze względu na dużą falę. Co prawda płynąłem z falą, ale zanim znalazłem najlepszą prędkość, to nieźle mnie wytrzęsło i zachlapało. Trudne też było cumowanie łódki. Fala naprawdę mocno waliła. Mam nadzieję, że w nocy wiatr nieco ucichnie.

Ogólnie dzień rekordowy jeśli chodzi o ilość złowionych szczupaków: 24. W tym metrówka. Ale chyba jestem już odrobinę zbyt długo, bo jakoś je łowiłem tak trochę mechanicznie, myśląc często o innych sprawach. Jutro ostatni dzień...




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz