sobota, 26 kwietnia 2014

Dzień jedenasty

Wiosna

Wtorek, 14 maja



Godzina 9:00. Temperatura 11 stopni, ciśnienie 1007 hp i zaczyna rosnąć.

Dzień zaczął się od deszczu, który wedle prognozy ma dziś padać do 17:00. Jednocześnie się mocno ochłodziło. Chyba przeczekam deszcz w domu i wyjadę później. Bez sensu moknąć, kiedy nic nie bierze.
Wyruszyłem około 13. Przestało padać, ale wiatr był dosyć silny i się wzmagał. Zacząłem łowić przy kamieniu, ale silny wiatr ze wschodu pozwalał wykonywać tylko rzuty odwrotne. Kilka wykonałem. Bez efektów, więc przeniosłem się na drugą stronę, pod małe trzciny. Tam w pierwszym rzucie miałem szczupaka.


Szczupak spod trzcin na Half-And-Half
Więcej nie było. Nic nie było również w następnych, tych z przerwą w środku. Łowienie było trudne, gdyż wiał silny wiatr i szybko spychał łódkę na skały mimo kotwicy. 

Stamtąd do Zatoki Śledziowej, ale nie łowiłem, ze względu na niekorzystny kierunek wiatru - musiałbym rzucać odwrotnie, a wiatr był już bardzo silny. Zjadłem tam lunch w cichym zakątku zatoki. 

Płynę dalej. Na torze wodnym silny wiatr i wysoka fala. Całe morze białe od grzywaczy. Jazda pod tę falę to mocne przeżycie. Strach, stres, adrenalina. Huk, łomot, wstrząsy i bryzgi wody, kiedy łódka pędząca 35 km/h wali w wysokie fale. Robi wrażenie, ale tak na prawdę nie jest niebezpieczne. Tylko nieprzyjemne. 

Z ulgą chowam się z Zacisznej Zatoczce. Tam - jak zwykle - wiatru się nie odczuwa. Wycieram się wody, która jestem trochę zachlapany, zmieniam kurtkę na suchą i zaczynam łowić. Linką pływającą (Orvis Zero Gravity #9, Orvis Battenkill V, Rio Outbound). Na końcu zestawu Half-and-Half biało niebieski. Ten zestaw pod trzcinami dał mi dzisiaj szczupaka. W trzecim rzucie widzę chudą i bladą ikrzycę podnoszącą się letargicznie do będącej jeszcze wysoko muchy. Szczególny moment. Łowię tutaj codziennie od dnia przyjazdu, gdyż wiem, że szczupaki tu są. Do tej pory nie miałem najmniejszego kontaktu z rybą. Aż do dzisiaj. Czyli - zaczynają żerować.

Przejście od potarłowego bezrybia do Wielkiego Żeru nie jest jednak zero-jedynkowe. Szczupaki ożywiają się stopniowo. W czasie tej wyprawy mogę to (niestety) dokładnie obserwować. W tej zatoczce jest prawdziwe laboratorium, gdzie można śledzić tarłowo-potarłowe zachowania szczupaka.

Pozostaję w Zatoczce następne 3 godziny. Eksperymentuję z zestawem. Łowię głębiej, na linkę pośrednią, bardzo wolno. Clouser się nie sprawdził. Trzeba było muchę prowadzić bardzo wolno i wtedy ryłem nią po dnie. Natomiast biało-seledynowy Deceiver był strzałem w dziesiątkę. Zwijałem linkę 'ósemką' i mucha tonęła łagodnie idąc mniej więcej równolegle do profilu opadającego dna. Kogucie pióra w ogonie muchy falowały kusząco, bucktail delikatnie pulsował, wabiąc szczupaki. 


Biało-seledynowy Deceiver był strzałem w dziesiątkę
Łowiąc w pokrapiającym deszczyku, złowiłem 5 sztuk oraz miałem jedno ładne wzięcie nieskonsumowane. Szczupaki niezbyt duże, ale one trą się pierwsze i pierwsze wznawiają żer po tarle. W pewnym momencie zaciąłem szczupaka, któremu w trakcie holu towarzyszył kolega. Oba pokancerowane po tarle. Kolegę złowiłem w następnym rzucie. Jak widać nie odprowadzał towarzysza, ale liczył na to, że ten wypuści zdobycz. 

Potem brania ustały i do końca dnia nie złowiłem już nic. Być może dlatego, że zmieniła się cyrkulacja i wiatr powiał z przeciwnej strony. 

Wróciłem, mocno zmęczony i tak śpiący, że szybko poszedłem spać nie zjadłszy kolacji. To, co wyżej, napisałem w środę rano, podczas celebrowania porannej kawy.

Ps. Poniżej link do filmu, gdzie pod koniec, pokazana jest praca Deceivera pod wodą. Obejrzyjcie, to zobaczycie, co miałem na myśli opisując pracę tej muchy.

http://youtu.be/Efo7gblZj0s

Jesień

Sobota, 19

Słonecznie. O 9:30 temperatura wynosi 4,6 C, ciśnienie atmosferyczne 1017 hP. Niewielki wiatr. Zapowiada się dobry dzień.

I istotnie był to dobry dzień. Nawet bardzo dobry dzień. Można powiedzieć dzień (o)konia. Złowiłem 17 szczupaków i tyleż samo okoni. Jeden szczupak 98 cm, jeden 91 cm, cztery powyżej 80 cm. Okonie ładne, ale nierekordowe. 

Pierwszy przystanek przy trzcinach za Byczą Wyspą. Na początku trzcin nic. Przestawiam się na koniec pierwszego pasa trzcin. I tu najpierw siedemdziesiątaczek, następnie prawie z tego samego miejsca metrówka. No, prawie - 98 cm. Krótki rzut może 10 m przed dziób lekko dryfującej na kotwicy łodzi i branie. Na początku nie sądziłem, że będzie taka duża. Dosyć łatwo dała się wyprowadzić z rogatka i trzcin na czystą wodę, ale potem pokazała. Hol trwał 12 minut i ręka już mnie porządnie bolała, kiedy ją podebrałem. Małego Deceivera miała w przełyku. Musiałem użyć 35 cm szczypiec, by wyjąć muchę. Szczupaczyca zniosła to spokojnie. Dopiero pod koniec trochę się szarpnęła. W efekcie: trzy palce do plastrowania.

Z tego miejsca, rzucając pod trzciny z obu stron łódki, złowiłem jeszcze 5 sztuk. Ciekawe miejsce - 7 ryb.

Ósmego szczupaka - ponad 80 cm, złowiłem kawałek dalej, w przerwie między trzcinami. Przy Lizawce było pusto, więc zjadłem małe co-nieco i popłynąłem pod wrak. Tam nie złowiłem niczego, poza małym śledziem nabitym na Clousera. Ale to się nie liczy - szarpak jest niesportowy…


Zatoczka jak z folderu łowcy szczupaków
Stamtąd przeniosłem się do następnej zatoczki, która wygląda ślicznie w jesiennej glorii (zrobiłem serię krajobrazowych zdjęć dużym Nikonem), ale okazała się jałowa jeśli chodzi o szczupaki.

Potem odwiedziłem wyspę, która dała mi kilka ryb ostatnio, ale łowiło tam dwóch miejscowych i niczego nie złowiłem.

Popłynąłem wąskim kanałem za wyspą mijając jakieś 4 łódki z weekendowymi tubylcami - widać - popularne miejsce. Wypłynąłem na tor wodny i po kilkuset metrach zatrzymałem się w wizualnie ciekawym miejscu, z ładnym pasem trzcin między dwoma dużymi kamieniami. Przed pierwszym kamieniem nic nie było - jest tam bardzo płytka zatoczka, z której szybko się wyniosłem. Zacząłem łowić za kamieniem i od razu paskudny zaczep. Manewrując silnikiem, odstrzeliłem zaczep. Następnie w dryfie obłowiłem stok między kamieniami. Miałem dwa konkretne wzięcia, jednak obie ryby zeszły po krótkim holu. Zachęcony powyższym wykonałem powtórny dryf, trochę dalej od brzegu. I zaraz na początku złowiłem dużego okonia. Ponad 30 cm. Dobre pół kilo w zielono-czerwonych ułańskich barwach (to z Putramenta). Bardzo ładnie walczył silnie chodząc na boki i do ostatniej chwili byłem pewien, że to szczupak. Wtedy też skojarzyłem, że poprzednie dwa wzięcia, to pewnie też były duże okonie.


Autentyczna 'trasa' z mojego plottera nałożona na obraz opisywanego miejsca w Google Earth
Worek ze szczupakami otworzył się za drugim kamieniem. Łącznie złowiłem 7 na odcinku około 30 metrów. Pierwszy był spory - ponad 80 cm. Walczył wytrwale nurkując szczupaczym zwyczajem wokół łódki. Potem były dwa mniejsze, potem następny 80+. I wreszcie 13-sty - 91 cm. Szczupak był masywny, krępy i bardzo silny. Holowałem go prawie 10 minut. Robił odejścia na kilkanaście metrów i męczył się bardzo powoli. Tym bardziej, że jak wszystkie ryby dzisiaj, holowałem go na elastycznej ósemce Winstona, która wyginała się w piękną parabolę amortyzując gwałtowne odejścia i nury. Mogłem długo podziwiać w pięknie przejrzystej wodzie jego cętkowane ciało nurkujące na skos do dna. Wreszcie dał się podebrać. Clousera miał głęboko w przełyku. Jednak te duże szczupaki zasysają muchy dużo głębiej. Taka japa potrafi wytworzyć niezłe podciśnienie…

Bardzo to były przyjemne chwile, ale wszystko, co dobre się kiedyś kończy, więc i szczupaki tam się skończyły. Popłynąłem dalej. Zatrzymałem się na chwilę przy dużym kamieniu - zero i następnie pod pięknym pasem głębokich trzcin. Tam zaraz w pierwszym rzucie miałem ładne branie pod trzcinami, ale szczupak się odhaczył po kilku sekundach holu. Dryfując wzdłuż trzcin złowiłem jednego, ale za to pięknego, osiemdziesiątaka, który również nieźle powalczył. Nic tam więcej nie złowiłem, ale miejsce warte grzechu. Jeszcze tu wrócę...

Stamtąd prosto do miejscówki oznakowanej jako 2 Stones - dla odróżnienia od 2 Kamieni. Tam pod kamieniem łowię 17 i ostatniego dzisiaj szczupaka. Raczej szczupaczka - poniżej 40 cm. Pomyśleć, że ostatnim razem w tym miejscu miałem 3 zdrowe szkierowce: ponad 2 kilo każdy...

Zniechęcony, przeniosłem się 200 m dalej do głębokich trzcin. Tam nie było szczupaków, ale były okonie. Nie takie wielkie jak do tej pory. Takie zwyczajne, około 23 cm. Sztuka w sztukę. Brały na głęboko prowadzonego Clousera. Bardzo pewnie. Rzucałem jakieś 20 m, liczyłem do 20 i zaczynałem wolno ściągać. W połowie drogi, czułem ciężar na końcu linki i wyciągałem okonia. Złowiłem tam siedem sztuk i kiedy kolejne 3 mi zeszły, stwierdziłem, że te, co biorą są małe i się stamtąd wyniosłem.

Połowiłem jeszcze chwilę przy trzcinach pod domkiem - bez powodzenia i pomknąłem pod pobliską wyspę, gdzie parę dni temu było szczupacze Eldorado. W pierwszym rzucie złowiłem dużego okonia - 10 jubileuszowy, a potem - rzut po rzucie - następne 7. Ta sama metoda, co wyżej. Tyle, że trochę krócej liczyłem. W pewnym momencie brania ustały. Robiło się ciemno. Zatrzymałem się jeszcze przy Rybaku, ale dosłownie na trzy rzuty. Było   dwadzieścia po szóstej i czas najwyższy było wracać do domu, póki jeszcze coś było widać. Tym razem (kamień, w który kilka dni temu wjechałem, był w tej okolicy) nie kombinowałem z najkrótszą drogą, tylko odpaliłem na tor wodny i pognałem do domu.

Piękny dzień. Rekordowy, co do ilości i jakości ryb. Cały dzień z dużą przyjemnością łowiłem ósemką Winstona z cienką linką Big Mama Vision. Wyborny zestaw. Pewnie wyholowałem duże szczupaki, ale jednocześnie wystarczająco miękki do łowienia okoni. Chociaż do tych, to bym wolał szóstkę z szybko tonącą linką. Następnym razem... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz