poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Dzień szósty

Wiosna

Czwartek 9 maja

Dziś w Szwecji wolny dzień. Przyjechało wielu Szwedów i na wodzie zaroiło się od łódek. Dzień był rano ciepły i słoneczny, ale coś wisiało w powietrzu. W prognozie: opady po 19:00. 

Na wodzie byłem późno, po 12:00. Pierwszy przystanek: trzciny przed przesmykiem. Stanąłem koło kamienia i w trzecim rzucie szczupak, na prawo od kamienia, na płytkim. Nieduży, 60+. Ale szczupak. Dobry początek dnia. 



Połowiłem trochę przy trzcinach, ale nic nie było, więc popłynąłem na drugą stronę, pod małe trzciny, gdzie jesienią łowiłem szczupaki. Teraz też złowiłem jednego. Przed trzcinami. 

Szczupak spod trzcin
Pośrodku tego pasa trzcin jest przerwa nad która zwisają gałęzie drzewa rosnącego nad brzegiem. W ubiegłym roku była to pewna szczupacza miejscówka. Poza tym, podanie tam muchy nie jest łatwe, wymaga precyzji i umiejętności wyćwiczonych na pstrągach, a rzadko potrzebnych podczas łowienia szczupaków w szkierach. Dlatego z przyjemnością tam łowię. Dzisiaj nie złowiłem tam szczupaka, natomiast coś atakowało mi kilka razy moją muchę, skacząc jak pstrąg odganiający konkurenta. Myślałem, że mały szczupak, ale może to mała troć...

Następnie płynę do zatoki za przesmykiem. Połowiłem konkretnie, ale bez efektów. Tam ciągle jeszcze pusto. 

Nie chcąc łowić w miejscach dokładnie obłowionych wczoraj,  popłynąłem dalej, za zatokę z łabędziem i obławiałem przybrzeżne trzciny, których jest tam sporo. Szczupaki siedziały głęboko w trzcinach, ale brały nieźle. Zanim o 16 zgoniła mnie burza, złowiłem dwa, kilka mi zeszło - brały półgębkiem. 

Burzę spędziłem przyjemnie na pobliskiej wyspie, zacumowawszy łódkę bezpiecznie. Usiadłem na werandzie niezamieszkałego domku, fotografowałem okoliczne widoki, słuchałem 'Suicide Run' Connellego i trochę się zdrzemnąłem.


Widok z werandy, gdzie przeczekiwałem burzę

Po burzy wróciłem, gdzie przerwałem i złowiłem kolejne dwa szczupaki między trzcinami. Bardzo widowiskowo brały, gdyż woda była spokojna. Te ostatnie dwa złowiłem na początku pierwszego trzcinowiska. Kilka bardzo widowiskowych wyjść i zejść na dokładkę.

Łowienie zakończyłem w zatoce z łabędziem i kamieniami. Dryfując w poprzek płycizny u wejścia, miałem branie porządnego szczupaka. Jednak po kilku sekundach zszedł. Ale zdążyłem ją poczuć. Duża sztuka. Jeszcze tam wrócę. 

Z wody zgonił mnie deszcz, który zaczął znowu padać po 19.




Jesień

Poniedziałek, 14

Temperatura o 9:30 - 10,3 C. Ciśnienie 1023 i lekko rośnie. Pochmurno, bezwietrznie. Ponuro, ale to dobra szczupakowa pogoda. 

Może była i szczupakowa, ale szczupaki nie żerowały. Stanąłem przy pierwszych trzcinach koło kamienia i nic. Popłynąłem na Bindugę,  rzucałem pół godziny i nada (to po hiszpańsku). Popłynąłem do miejscówki na zewnątrz Zatoki Łabędziej i także nic. Pojechałem za zakręt i przy pierwszych trzcinach spędziłem ponad godzinę łowiąc trzy. Trzeciego na raty: wziął mi jako pierwszy - zaraz po przyjeździe - i zszedł. Odjeżdżając stamtąd, wykonałem rzut i usiadł.

Czwartego złowiłem przy rozwalonym pomoście na samym końcu ciągu trzcin. Po drodze obrzucałem dosyć dokładnie trzciny i blat przy trzcinach, gdzie wiosną dobrze połowiłem. Ale bez skutku. Dopiero ten na końcu. Szczupak nieduży, ale waleczny. W momencie wypuszczania, szarpnął się i rozkwasił mi kciuk. Włożyłem palec do wody i podziwiałem jak cienki strumyk ciemnej krwi pulsując tryska z kciuka. Fascynujące.  W rezultacie musiałem plastrować. Ranka jest głęboka i teraz, wieczorem - kiedy to piszę, jeszcze boli.

Z owych trzcin odbiłem w prawo i znalazłem nową miejscówkę, którą zapisałem w plotterze jako 4 Pikes, choć szczupaków było w końcu 6, czyli sześciu. Głębokie trzciny - może 60-70 m tych trzcin - i sześć sztuk! Świetne miejsce!

Zjadłem tam obiad i pokręciłem się między wysepkami obławiając różne trzciny i podwodne łąki. Przy krótkich, głębokich trzcinach złowiłem ładnego szczupaka, który był nader żwawy. Nurkował i odchodził przez jakieś 4 minuty. 


Kawałek dalej, rzut pod trzciny, wzięcie - typowo szczupakowe. Holuję i widzę: byczy okoń: 46 cm! Gruby, wypasiony i pięknie wybarwiony. Robię mu zdjęcia, zapominając, że mam włączony program 'Sunset'. Ale przełączam na właściwy i mam jedno dobre, jedno trochę gorsze (obcięty kawałek ogona) i dwa rozmazane - to te od sunsetu. 

Rekordowy okoń. Mucha ma 16 cm długości.

Drugie zdjęcie tego samego okonia.

Stamtąd płynę do starej miejscówki. Docieram w pobliże i łowiąc wzdłuż głębokich trzcin, łowię dwa następne. Jeden wziął widowiskowo: rzuciłem na ukos, jakieś  dwa metry od trzcin. Kiedy mucha spadła na wodę, pod trzcinami, na lewo od muchy: fontanna wody - szczupak ruszył!  Prawie w tym samym momencie poczułem branie i dotarło do mnie, że ten chlupot, to szczupak startujący z kopyta do muchy. Całkiem konkretny szczupak - blisko 90 cm.
To drugie takie zdarzenie dzisiaj. Poprzednie miało miejsce przy owych trzcinach 4 Pikes. Zauważyłem, że coś małego, białego idzie jakiś metr za muchą. W pewnym momencie robi zwrot i widzę, że to spory szczupak dziabnięty przez śrubę (?), fokę (?), z białym mięsem wystającym z grzbietu. Podniosłem muchę, rzuciłem precyzyjnie metr z boku, po lewej stronie szczupaka, na wysokości jego głowy. Bez wahania zrobił zwrot i uderzył. Stara sztuczka, zaczerpnięta od G.E.M. Skuesa. Nie rzuca się przed, a z boku ryby i nie za blisko, by nie spłoszyć…

Pod tą wyspą zabawiłem nieco. Robiło się późno, ale szczupaki żerowały. Na dodatek po 13-tym nie mogłem żadnego zaciąć (pech?). Miałem chyba z pięć brań i nic nie wyholowałem. Wreszcie złowiłem 14-tego i chwilę później 15-tego. 

Najlepszy do tej pory dzień, szczególnie jeśli uwzględnić okonia, który jest chyba rekordem życiowym. Powrót był trudny. Ciemno, na dodatek zawadziłem o skałę podczas rozpędzania łódki. Na szczęście nic się nie stało. Ale huk spory. Ten cholerny kamień jest na mapie w plotterze, ale na wodzie jest kompletnie niewidoczny. Położony jest nietypowo, jakieś 100 m od brzegu, gdzieś z pół metra pod powierzchnią. Zwykle Szwedzi takie oznaczają jakimś plastikowym baniakiem, albo bojką. Ale nie tym razem. Będę tam jeszcze pływał. Muszę uważać.

Bardzo dobrze rzuca mi się muchówką Scotta S4S #9. Z linką Rio Intermediate również dziewiątką, tworzy doskonały komplet. We właściwym, niespiesznym rytmie, rzuty ponad 25 metrów wykonuje się bez wysiłku, w trzech wymachach. W odróżnieniu od innych morskich muchówek nie jest bardzo sztywna, ugina się głęboko i 'sama' wyrzuca linkę. Dosyć istotne, kiedy się rzuca 8 godzin dziennie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz