czwartek, 17 kwietnia 2014

Dzień pierwszy


Wiosna

Sobota, 4 maja
Dojechałem bez przygód. 
Tradycyjny postój na przydrożnym parkingu w Emm.
Przywitanie z Gospodarzami. Rozpakowałem się i zwodowałem łódkę. Zastosowałem patent z podniesieniem klapy bagażnika do wodowania. Genialne, chociaż muszę odpinać łódkę, by to zrobić. Wszystko doskonale widać. Zwodowałem łódkę w pierwszym najeździe, bez poprawek. Przyczepa zanurzona do poziomu tylnych błotników. 
Zmontowałem dwie muchówki. Obie Vision Venus - dziesiątki. Na jednej #11 Blue Striper Intermediate na drugiej tonąca S3. Te jedenastki to ze względu na silny wiatr z południowego zachodu.
Ryby - nędza i rozpacz. Wszędzie pusto. Dopiero koło 18 złowiłem jednego 90+, konkretny szczupak. Ikrzyca żerująca przed tarłem. Na małego, białego Deceivera. Miejsce: wejście do podwójnej zatoki. Płytki blacik przy trzcinach w okolicach kamienia.
Owa ikrzyca. Kiepskie zdjęcie, ale jedyne w miarę ostre. 

Temperatura wody: 8,6 stopnia. 

Jesień

Środa, 9 października
Pierwszy dzień. Podróż przebiegła spokojnie. Słuchałem 'The Last Detective' Craisa i jechałem zgodnie z przepisami, na tempomacie. Po jakiś 200 km, już za Emm, zgarnął mnie młody policjant na motocyklu. Kazał jechać za sobą i poprowadził na parking, gdzie starszy policjant wykonał na mojej osobie badanie alkomatem, przyjemnie konwersując po angielsku w międzyczasie. Jak jeżdżę do Szwecji, to jeszcze nie słyszałem, by tak kogoś na trasie... Przy zjeździe z promu - to i owszem. Żeby jeszcze w sobotę, kiedy chmary naszych przemieszczają się tą trasą. Ale żeby tak w środę... Szwecja staje się państwem policyjnym. Oni zawsze mieli te faszystowskie ciągoty.
Po przyjeździe, przywitałem się z Gospodarzem, który niby sadził kwiaty, ale wyraźnie na mnie czekał. Chyba nie do końca wierzył, że przyjadę, bo się bardzo ucieszył. Szybko wniosłem rzeczy domu, zwalając wszystko na kupę. Rozpakowałem tylko to, co szło do lodówki. Reszta wieczorem. Teraz łowi się gdzieś do 18, to jest dużo czasu po powrocie z ryb, zanim pójdzie się spać. Ale też wstawać będę o 6:00.
Wodowanie łódki trochę trwało (nieźle wiało), ale bez historii. Kiedy przeprowadzałem łódkę ze slipu do pomostu zauważyłem, że jakoś dziwnie idzie. Długo też wchodziła w ślizg. Najpierw myślałem, że coś z trymem, ale przypomniałem sobie, że mam nową śrubę o sporo większym skoku, którą założyłem w czerwcu, ale nie miałem okazji jej do tej pory wypróbować. Łódka, co prawda, w ślizg wchodziła długo, ale jak weszła (na 4000 obrotów), to grzała 45 km/h. Pali wtedy - co prawda - w tempie 3,2 kilometra/litr.  W każdym bądź razie, śruba jest lekko za duża, gdyż silnik kręci tylko 5100 obrotów, przy całkowicie otwartej przepustnicy. Ciut mało. Optymalnie jest 5400-5600 wedle instrukcji, ale na tych 5000 idzie jak szatan. 
Zmontowałem jedną muchówkę (#9  S4S Scotta) - świeży nabytek. Linka Rio Intermediate, krótki przypon i biało seledynowy Deceiver na niedużym haku (#3.0). Gnany moją nową śrubą, pomknąłem do Zatoki Lodowej. Szczupaki brały rewelacyjnie. Łowiąc w Zatoce i dalej wzdłuż brzegu, do Zacisznej złowiłem w nieco ponad godzinę 12 sztuk. Gdybym się uparł, złowiłbym pewnie ze 20. 3 mi zeszły. Widziałem też dwa odprowadzenia. Jedno było ciekawe: wyrwałem muchę z wody trochę za wcześnie, a za nią wyskoczył z łomotem spory szczupak. Nie zdążył...
Przyjemnie się łowi tym Scottem. Wędka jest bardzo lekka, elastyczna w czasie rzutu i holu. W pośpiechu nie wziąłem na łódkę żadnych cążek do odczepiania. Pierwszy szczupak zassał Deceivera bardzo głęboko i podczas wyjmowania trzy razy się zdenerwował. Rezultat: 5 skaleczeń. Musiałem użyć plastra, by nie pokrwawić wszystkiego. 


Biało-seledynowy Deceiver - moja podstawowa mucha w październiku.

Skleroza, skleroza, skleroza. Nie wziąłem do Szwecji: butów na łódkę, ręczników oraz ulubionych słuchawek. Na szczęście, na wszystko mam jakieś substytuty.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz