niedziela, 20 kwietnia 2014

Dzień czwarty

Wiosna

Wtorek, 7 maja

Pogoda, jak wczoraj. Ciepło, bezchmurnie. Dosyć silny wiatr z zachodu, który po 16 skręcił mocno i wieje teraz z południowego wschodu. Wczoraj przepłynąłem blisko 50 km. Dziś więc oszczędzam paliwo i łowię bliżej domu, wzdłuż zatoki. No i skąpstwo nie popłaca. Tutaj ryby jeszcze nie żerują. W rezultacie całodniowego machania muchówką tylko jeden niezły szczupak z rzadkich trzcin za zatoką z łabędziem. Tam gdzie w 2012 ładnie połowiłem na #8 Wonderline Orvisa z krótką tonącą końcówką. Dobrze, że go złapałem. W Szwecji jeszcze nigdy nie miałem dnia bez ryby. Głupio by było dzisiaj...


Wspomniany szczupak z rzadkich trzcin


Ogólna, szczupakowa bryndza. Trzeba przestać się łudzić i zaakceptować fakt, że trafiłem w jedyną w ciągu roku czarną szczupaczą dziurę, kiedy to bezpośrednio po tarle szczupaki nie żerują. Zaczynają żerować, tydzień, dwa po tarle. I to jak żerować! Wtedy to się zaczyna ów opiewany przez Putramenta Żer Szczupaczy. Zwykle w Szwecji tarło odbywa się w pierwszej połowie kwietnia. Jak widać, długa zima przesunęła wszystko o dobre dwa tygodnie. Przyjechałem na samo tarło. Te dwie duże ikrzyce złowiłem tuż przed tarłem. Będę musiał ostro się starać, by jednak trochę połowić. Wczorajszy dzień udowodnił, że w cieplejszych miejscach mniejsze sczupaki już zaczynają żerować. Trzeba będzie poszukać płytkich trzcinowisk przy zatokach z ciemnym dnem, które najszybciej się nagrzewają. Trzeba będzie spędzić wieczór przy iSailorze i postudiować izobaty... 


iSailor - bardzo przydatny do planowania tras na następny dzień

Najważniejsze to nie tracić ducha. Myśl, myśl, myśl i machaj wędą...

Jesień


Sobota, 12

Przepiękny dzień. Niezbyt ciepły (13 stopni), ale złoty i błękitny, z nitkami babiego lata niesionymi lekkim wiatrem.

Wystartowałem późno, około 11. Ostatnio tak mi schodzi. Tłumaczę sobie, że przyjechałem tu dla przyjemności i nie muszę łowić cały czas. A już na pewno nie muszę stresować się tym, że nie łowię. Z drugiej strony, czytać to mogę w domu, a tak połowić to tylko tu. Muszę ździebko wcześniej startować, bo te 7 godzin łowienia, to trochę przymało i żal mi bardzo, kiedy dzień się kończy i muszę wracać. Dzisiaj wracałem prawie po ciemku. Nie problem - mam GPS w echosondzie i doskonałą mapę Bałtyku (44 XG Navionics Gold) na karcie SD. Musiałem jednak dobrze patrzeć, by zobaczyć przystań. Łódkę cumowałem i klarowałem w ciemnościach. Na szczęście, latarnie dają trochę światła. 

Ale do rzeczy, jak zwykł mawiać mój kuzyn Krystian. Pierwszego szczupaka złowiłem przy trzcinach, naprzeciw kamienia. Tych pierwszych trzcinach - bo są tu trzy trzcinowe odcinki poprzedzielane odcinkami skalistego brzegu z kamieniami i ostro spadającym dnem. Szczupak wziął, tak jak wczoraj, w pierwszym rzucie. Nie był duży (65 cm) ale żwawy. Nurkował przy łódce z uporem godnym lepszej sprawy, a już po wyjęciu haka, tak się targnął, że rozkwasił mi kciuk. Mój biedny, poharatany kciuk. W następnym rzucie (po zatamowaniu krwawienia) złowiłem następnego. Niezły początek. Oba po lewej stronie, na początku trzcin. Niestety dalej nic nie było. 


Ten od kciuka. Ma jakiś taki złośliwy wyraz pyska...

Przepłynąłem na drugą stronę toru pod wyspę. Tam złowiłem jednego na lewo od wystającego kamienia. Przestawiałem się w prawo, ale bez rezultatu. Następnie popłynąłem prosto na plażę, gdzie wczoraj miałem dwa. Najpierw stanąłem przy ładnych, płytkich trzcinach przed plażą, ale tam nic nie było, czy raczej nie było zainteresowane moją muchą. Przestawiłem więc łódkę 40 m w prawo i złowiłem dwa. Tam gdzie wczoraj - przy kępie trzcin na środku plaży. Prawdopodobnie te same, co wczoraj. Jeden spory, drugi mniejszy. Ten mniejszy brał na dwa razy: uderzył i się nie zaczepił. Zwolniłem tempo prowadzenia i poprawił w opadającą muchę, co mogłem obserwować, bo woda tam przezroczysta jak w akwarium.

Miałem jeszcze jedno branie, na małym blaciku, pod skałą, ale szczupak spadł i nie chciał poprawić. Zresztą, może to był okoń...

Resztę ryb złowiłem w Zatoce. Ominąłem miejsca, gdzie łowiłem wczoraj i popłynąłem do przesmyku, gdzie łabędzie miały gniazdo i gdzie wiosną złowiłem dużą ikrzycę pierwszego dnia. Pierwszego, sporego szczupaka (80+ cm), złowiłem u wejścia rzutem wzdłuż przesmyku na głębszej wodzie, rosną tam piękne kępy rogatka. Drugi, też spory, wziął pod pierwszym kamieniem, z lewej strony. Wziął z chlupotem na płytkim. Odpiął się. Wziął jeszcze raz na głębszej wodzie po kilku rzutach. Pięknie walczył wykorzystując rogatek i wyjmowałem go spokojnego jak baranek, gdyż głowę miał oplątaną dużą ilością rogatka, co jak się nieraz przekonałem, szczupaki uspokaja.

Pozostałe 4 ryby złowiłem pod trzcinami po lewej stronie. Złowiłem też ładnego okonia, który dzielnie zaatakował szesnastocentymetrowego Divera w papuzich kolorach. 


Pierwszy okoń w tym roku. Blisko 40 cm. Jest tu ich sporo.

Stado kumpli odprowadziło go do łódki.

W zapadającym mroku, łowiłem jeszcze pod trzcinami z zewnętrznej strony, ale bez rezultatu. Miałem jedno wzięcie przy końcu trzcin, ale szczupak wziął miękko i zaraz spadł.  Myślę, że to mógł być ten sam, którego złowiłem tam wczoraj.


Jutro muszę ruszyć wcześniej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz