niedziela, 20 kwietnia 2014

Dzień trzeci

Wiosna

Poniedziałek, 6 maja

Dzisiaj dalekie zatoki. Trasa okrężna, południowym przesmykiem. Wybrałem się w te odległe rejony, gdyż zrozumiałem, że trafiłem w najgorszy wiosną okres: czas kiedy ryby bezpośrednio po tarle nie żerują. Mój Ojciec, znakomity spinningista, po którym odziedziczyłem pasję do szczupaków, mówił 'chorują po tarle'. Długość tego okresu zależy głównie od temperatury wody i zwykle trwa mniej więcej 2 tygodnie. Tyle, ile mój pobyt tutaj... Ale, nie jest tak źle. Szczupaki nie zaczynają tarła wszędzie na komendę - wszystkie tego samego dnia. To zależy od lokalnej temperatury wody. Myślałem sobie, że w dużych płytkich zatokach, z południową wystawą, gdzie woda się szybciej nagrzewa, szczupaki powinny zacząć tarło wcześniej i może już zaczynają jeść.


I rzeczywiście. Ryby znalazłem od razu w pierwszej, wąskiej zatoce. Nie za dużo, niezbyt duże, ale jednak. Pokazuje to, jak dalece znajomość zwyczajów i biologii ryb, jest wędkarzowi potrzebna. Najpierw, mały szczupak, samiec (te nie 'chorują', czy też raczej szybciej dochodzą do siebie) wypchany śledziami, stojący na krawędzi trzcin. Następnie, głębiej w zatoce, kolejny - po wpłynięciu w środek rzadkich trzcin. Plus dwa-trzy wyjścia apatycznych szczupaków, które jak blade widma podnosiły się z dna do muchy, ale nie atakowały.


Uwaga techniczna.
Napisałem: 'po wpłynięciu w środek rzadkich trzcin' i dokładnie to miałem na myśli. To taki mój prywatny patent, który dał mi wiele ryb, nawet na przełowionych wodach. Trzcin nie trzeba się bać. W trzcinowiskach zawsze można znaleźć jakieś szczupaki. Są to miejsca, które dają mniejszym szczupakom ochronę przed większymi. Chory szczupak zaszywa się w trzcinach, by dojść do siebie. Po tarle część szczupaków - szczególnie te duże - schodzi z płytkich zatok tarliskowych na głębsze stoki w pobliżu i z reguły można je zlokalizować na pierwszej głębszej półce, albo u podnóża stoku. Inne, zwykle te mniejsze, wchodzą w trzciny. I kiedy trochę dojdą do siebie, można je złapać. W rzadkich trzcinach można szczupaki łowić przez cały rok, jeśli tylko temperatura wody nie jest zbyt wysoka.

Jedyny problem, to jak tam łowić. Do łowienia nadają się tylko rzadkie trzciny. W każdym bądź razie takie, by można było między nimi poprowadzić przynętę - nawet kilka metrów. Trzeba oczywiście używać odpowiedniej przynęty i mocno pracować wędką na prawo i lewo, przyspieszając i zwalniając tempo ściągania,  by przeprowadzić muchę bez zaczepów.  Nie każda przynęta się do takiego łowienia nadaje. Na przykład wobler, uzbrojony w dwie kotwice dyndające pod spodem. Ale już taki ripper z jednym hakiem - jak najbardziej. Z przynęt muchowych najlepiej sprawdzają się dla mnie muchy typu Clouser Minnow, lub poppery z anty-zaczepem.

Każda z nich pracuje inaczej. Clouser - pływa hakiem do góry i ma dociążoną ołowianymi oczami główkę. Dobrze więc nurkuje w oczkach i korytarzach między trzcinami. Można ją poderwać do góry i pozwolić jej opadać, prowadząc jak dżiga. Przedłuża czas pobytu przynęty w strefie brań, co jest istotne, gdyż rzuty są raczej krótkie - kilku- lub kilkunastometrowe, co najwyżej. Hak u góry sprawia, że mucha jest mało czepliwa i dobrze prześlizguje sie pomiędzy trzcinami.

Popper działa inaczej. Trzeba go rzucić i poczekać. Minutę, albo i dwie. Poruszyć delikatnie, znowu poczekać. Znowu poruszyć. Szarpnąć, poczekać. Itd. wymaga to cierpliwości i opanowania, ale uwierzcie mi - to daje efekty. Nie zawsze ma się nastrój do takiego łowienia, ale brania bywają nader widowiskowe. Jednak nie jest to sport dla osób o słabym sercu...

Rzucać trzeba w każde oczko, każdy - nawet krótki korytarz miedzy trzcinami. Oczywiście, nie unikniemy zaczepów. Generalna zasada, kiedy zaczepimy o trzciny jest: nie szarpać!!! Szarpnięcie złamie trzcinę w miejscu zaczepu, albo wbije hak w trzcinę. Musimy wtedy trzcinę wyrwać i płoszymy wszystko dookoła. Delikatny stały nacisk jest znacznie lepszy. Zwykle mucha bez problemu wolno ześlizguje sie z trzciny, która jedynie łagodnie pochyli się ku nam, ale nie złamie. Nie płoszymy w ten sposób ryb. Prawdziwym utrapieniem bywają stare, połamane trzciny leżące na wodzie, które często nie są widoczne z miejsca, z którego łowimy. Ale one jedynie psują rzut. 

Osobnym zagadnieniem jest hol szczupaka zaciętego w trzcinach. Im dalej od nas mamy branie, tym jest trudniej go wyholować. Szczególnie, że rzadko kiedy mamy korytarz czystej wody od szczupaka do łodzi. W rzeczywistości jednak, to bardzo rzadko traci się rybę, jeśli jest dobrze zapięta. Jeśli tylko to możliwe trzeba rybę podciągnąć maksymalnie szybko do góry (nie pozwolić jej nurkować do dna) i holować siłowo do łodzi. Jedyna trudna sytuacja ma miejsce wtedy, kiedy duża, silna ryba owinie przypon wokół trzcin, co zdarza się bardzo rzadko i nie jest aż tak groźne. Należy wtedy podpłynąć (podciągnąć się na trzcinach) łodzią nad zaczep i z reguły można rybę wyholować - jeśli jeszcze tam jest.

W czasie mojego majowego pobytu (z konieczności) wiele czasu spędziłem łowiąc w trzcinach i złowiłem w ten sposób blisko połowę ryb.





Następny szczupak bierze z dryfu na krawędzi trzcin, od zewnątrz trzcinowiska. Wszystkie szczupaki w rozmiarze 50-70 cm. Niezbyt duże. Pewnie teraz tylko na takie można liczyć. Te małe wcześniej się trą i szybciej dochodzą do siebie.

Na koniec w zatoce z rzadkimi trzcinami i gniazdem łabędzim u wejścia, spory szczupak (70+). Wziął na śledzia, w środku rozległego trzcinowiska, w oku między rzadkimi trzcinami. Pogoda jak wczoraj. Bardzo ciepło, wiatr z południowego zachodu. Musiałem się mocno rozbierać.

Od niedzieli łowię na dwie dziewiątki G. Loomis i TFO z linką pływającą Rio Outbound i Orvis SinkTip #10 na drugiej. W zapasie Rio Outbound Intermediate i Teeny Sinkhead.

Temperatura wody: 10-11 stopni



Śledź - jedna z moich podstawowych much

Jesień

Piątek, 11

Dzień pogodny, słońce od rana do wieczora. Chociaż niezaciepły: 12 stopni max w ciągu dnia. Na wodzie byłem dosyć późno: ok 10:30. Jakoś tak grzebałem się. Popłynąłem pod kamień i tam w pierwszym rzucie miałem szczupaka na biało-seledynowego Deceivera, którego zrobiłem poprzedniego wieczora. Szczupak nie był olbrzymem, ale przy odhaczaniu tradycyjnie rozkwasił mi prawy kciuk, który krwawił obficie - plaster i mycie łódki.

Przestawiłem się pod sam kamień - nic. Później, na drugą stronę pod trzciny. Jedno anemiczne wzięcie w okolicach przerwy w trzcinach na środku pasa, jednak szczupak schodzi. Manewrując na silniku elektrycznym łowiłem dalej na ostrym stoku, pod kamieniami - bez rezultatów.

Przeniosłem się do Bindugi - tam kompletna bryndza. Woda mętna i nieciekawa. To jest świetne miejsce. Kiedyś tam był tartak i holowniki pchały tam tratwy drewna wyciętego w okolicznych lasach. Stąd nazwa, a na dnie zostało po tych czasach sporo paskudnych zaczepów, ale i ryby mają się tam gdzie trzymać. Dno tej zatoki jest gliniaste i przy dużej fali od strony toru wodnego, woda w zatoce robi się mętna i szczupaki nie żerują. Ale jak woda jest przejrzysta, to się tu łowi... Fantastycznie tu połowiłem w ubiegłym roku. Zarówno w maju, jak i w październiku. No, ale dzisiaj nic. W końcu zatoki było bardzo cicho, więc zrobiłem tam sobie krótką przerwę. Wypiłem kubek kawy i zjadłem małe co-nieco, gapiąc się na łyski załatwiające jakieś swoje rodzinne sprawy. Po tym małym interludium, popłynąłem dalej. Zatrzymałem się na plaży przed Lodową. Tam złowiłem 3 sztuki: dwa pod trzcinkami na środku plaży, jednego pod kamieniami na prawo. Ciekawe miejsce. Nowe dla mnie. Sporo łódek z wędkarzami śmiga po całej zatoce. Zaczął się weekend.

Płynąc na silniku elektrycznym, obłowiłem szmat kamieni za plażą, Zatokę Lodową, gdzie zjadłem właściwy lunch i dalej kamienie przed Zaciszną. Bez kontaktu ze szczupakiem.

Kontakty za to miałem, sympatyczne i rozliczne w Zatoczce Zacisznej. W sumie złowiłem tam 5 sztuk. Godzina 16, świetne żerowanie, pewne wzięcia. Muszę odnotować nowy dla mnie fakt. Typowa sytuacja: rzut, branie - szczupak schodzi po krótkim holu. Rzut w to samo miejsce, branie i siedzi! Powtórzyłem to 3 razy. Jak biorą, to biorą. Krótki hol miękką muchówką nie robi na nich wrażenia. Z jerkiem nie byłoby tak dobrze...





Na silniku elektrycznym, którym co raz pewniej manewruję, płynę dalej wzdłuż brzegu, w stronę końca zatoki. Rzucam naprzemiennie  na prawo - w środek i w lewo - pod trzciny. Szczupaki trafiam bliżej trzcin. Dwa wzięcia niewyholowane. Pod koniec trzcin, łowię dziesiątego. Dwa następne na początku trzcin w Wyrostku i jeszcze dwa dalej pod trzcinami, na płytkim za wyspą w zapadającym zmroku.

Ustanawiam nowy rekord dzienny, łowiąc piętnastego szczupaka podczas powrotu, przy pierwszym Kablu. Fajny dzień! Szczupaki nie żerowały zbyt dobrze - zmieniła się pogoda, ale jednak połowiłem. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz