Wiosna
Poniedziałek, 6 majaDzisiaj dalekie zatoki. Trasa okrężna, południowym przesmykiem. Wybrałem się w te odległe rejony, gdyż zrozumiałem, że trafiłem w najgorszy wiosną okres: czas kiedy ryby bezpośrednio po tarle nie żerują. Mój Ojciec, znakomity spinningista, po którym odziedziczyłem pasję do szczupaków, mówił 'chorują po tarle'. Długość tego okresu zależy głównie od temperatury wody i zwykle trwa mniej więcej 2 tygodnie. Tyle, ile mój pobyt tutaj... Ale, nie jest tak źle. Szczupaki nie zaczynają tarła wszędzie na komendę - wszystkie tego samego dnia. To zależy od lokalnej temperatury wody. Myślałem sobie, że w dużych płytkich zatokach, z południową wystawą, gdzie woda się szybciej nagrzewa, szczupaki powinny zacząć tarło wcześniej i może już zaczynają jeść.
I rzeczywiście. Ryby znalazłem od razu w pierwszej, wąskiej zatoce. Nie za dużo, niezbyt duże, ale jednak. Pokazuje to, jak dalece znajomość zwyczajów i biologii ryb, jest wędkarzowi potrzebna. Najpierw, mały szczupak, samiec (te nie 'chorują', czy też raczej szybciej dochodzą do siebie) wypchany śledziami, stojący na krawędzi trzcin. Następnie, głębiej w zatoce, kolejny - po wpłynięciu w środek rzadkich trzcin. Plus dwa-trzy wyjścia apatycznych szczupaków, które jak blade widma podnosiły się z dna do muchy, ale nie atakowały.
Uwaga techniczna.
Napisałem: 'po wpłynięciu w środek rzadkich trzcin' i dokładnie to miałem na myśli. To taki mój prywatny patent, który dał mi wiele ryb, nawet na przełowionych wodach. Trzcin nie trzeba się bać. W trzcinowiskach zawsze można znaleźć jakieś szczupaki. Są to miejsca, które dają mniejszym szczupakom ochronę przed większymi. Chory szczupak zaszywa się w trzcinach, by dojść do siebie. Po tarle część szczupaków - szczególnie te duże - schodzi z płytkich zatok tarliskowych na głębsze stoki w pobliżu i z reguły można je zlokalizować na pierwszej głębszej półce, albo u podnóża stoku. Inne, zwykle te mniejsze, wchodzą w trzciny. I kiedy trochę dojdą do siebie, można je złapać. W rzadkich trzcinach można szczupaki łowić przez cały rok, jeśli tylko temperatura wody nie jest zbyt wysoka.
Jedyny problem, to jak tam łowić. Do łowienia nadają się tylko rzadkie trzciny. W każdym bądź razie takie, by można było między nimi poprowadzić przynętę - nawet kilka metrów. Trzeba oczywiście używać odpowiedniej przynęty i mocno pracować wędką na prawo i lewo, przyspieszając i zwalniając tempo ściągania, by przeprowadzić muchę bez zaczepów. Nie każda przynęta się do takiego łowienia nadaje. Na przykład wobler, uzbrojony w dwie kotwice dyndające pod spodem. Ale już taki ripper z jednym hakiem - jak najbardziej. Z przynęt muchowych najlepiej sprawdzają się dla mnie muchy typu Clouser Minnow, lub poppery z anty-zaczepem.
Każda z nich pracuje inaczej. Clouser - pływa hakiem do góry i ma dociążoną ołowianymi oczami główkę. Dobrze więc nurkuje w oczkach i korytarzach między trzcinami. Można ją poderwać do góry i pozwolić jej opadać, prowadząc jak dżiga. Przedłuża czas pobytu przynęty w strefie brań, co jest istotne, gdyż rzuty są raczej krótkie - kilku- lub kilkunastometrowe, co najwyżej. Hak u góry sprawia, że mucha jest mało czepliwa i dobrze prześlizguje sie pomiędzy trzcinami.
Popper działa inaczej. Trzeba go rzucić i poczekać. Minutę, albo i dwie. Poruszyć delikatnie, znowu poczekać. Znowu poruszyć. Szarpnąć, poczekać. Itd. wymaga to cierpliwości i opanowania, ale uwierzcie mi - to daje efekty. Nie zawsze ma się nastrój do takiego łowienia, ale brania bywają nader widowiskowe. Jednak nie jest to sport dla osób o słabym sercu...
Rzucać trzeba w każde oczko, każdy - nawet krótki korytarz miedzy trzcinami. Oczywiście, nie unikniemy zaczepów. Generalna zasada, kiedy zaczepimy o trzciny jest: nie szarpać!!! Szarpnięcie złamie trzcinę w miejscu zaczepu, albo wbije hak w trzcinę. Musimy wtedy trzcinę wyrwać i płoszymy wszystko dookoła. Delikatny stały nacisk jest znacznie lepszy. Zwykle mucha bez problemu wolno ześlizguje sie z trzciny, która jedynie łagodnie pochyli się ku nam, ale nie złamie. Nie płoszymy w ten sposób ryb. Prawdziwym utrapieniem bywają stare, połamane trzciny leżące na wodzie, które często nie są widoczne z miejsca, z którego łowimy. Ale one jedynie psują rzut.
Osobnym zagadnieniem jest hol szczupaka zaciętego w trzcinach. Im dalej od nas mamy branie, tym jest trudniej go wyholować. Szczególnie, że rzadko kiedy mamy korytarz czystej wody od szczupaka do łodzi. W rzeczywistości jednak, to bardzo rzadko traci się rybę, jeśli jest dobrze zapięta. Jeśli tylko to możliwe trzeba rybę podciągnąć maksymalnie szybko do góry (nie pozwolić jej nurkować do dna) i holować siłowo do łodzi. Jedyna trudna sytuacja ma miejsce wtedy, kiedy duża, silna ryba owinie przypon wokół trzcin, co zdarza się bardzo rzadko i nie jest aż tak groźne. Należy wtedy podpłynąć (podciągnąć się na trzcinach) łodzią nad zaczep i z reguły można rybę wyholować - jeśli jeszcze tam jest.
W czasie mojego majowego pobytu (z konieczności) wiele czasu spędziłem łowiąc w trzcinach i złowiłem w ten sposób blisko połowę ryb.
Następny szczupak bierze z dryfu na krawędzi trzcin, od zewnątrz trzcinowiska. Wszystkie szczupaki w rozmiarze 50-70 cm. Niezbyt duże. Pewnie teraz tylko na takie można liczyć. Te małe wcześniej się trą i szybciej dochodzą do siebie.
Na koniec w zatoce z rzadkimi trzcinami i gniazdem łabędzim u wejścia, spory szczupak (70+). Wziął na śledzia, w środku rozległego trzcinowiska, w oku między rzadkimi trzcinami. Pogoda jak wczoraj. Bardzo ciepło, wiatr z południowego zachodu. Musiałem się mocno rozbierać.
Od niedzieli łowię na dwie dziewiątki G. Loomis i TFO z linką pływającą Rio Outbound i Orvis SinkTip #10 na drugiej. W zapasie Rio Outbound Intermediate i Teeny Sinkhead.
Temperatura wody: 10-11 stopni
Śledź - jedna z moich podstawowych much |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz