sobota, 19 kwietnia 2014

Dzień drugi



Wiosna

Niedziela, 5 maja.

Ciepło, ok. 18 stopni. Silny wiatr z zachodu. Wiał od lądu wzdłuż toru wodnego, zaganiając mętną wodę do zatoki. Przed przesmykiem, na wypłycającej się wodzie, powstawały naprawdę ogromne (jak na szkiery) fale. Brudnozielone z białymi grzywami, gdyż fale wypiętrzały się, kiedy woda gnana silnym wiatrem wzdłuż zatoki, uderzała w gwałtownie wypłycające się dno, jednocześnie zderzając się z dosyć silnym prądem wody wlewającej się wąskim przesmykiem z morza do zatoki. Zaiste, imponujący widok. Nie powiem, że nie miałem lekkiego pietra wpływając w ten kocioł, ale wszystko działo się bardzo szybko i nie bardzo miałem czas do namysłu. Łódka przeszła w ślizgu, ale łomot był okropny i te wstrząsy... Więcej byłem w powietrzu niż na ławce... Płynąłem z falą. Pewnie sporo za szybko. Za przesmykiem było już normalnie.


Z rybami całkowita nędza. Odwiedzałem wszystkie sprawdzone miejscówki, które dały mi wiele ryb w ubiegłym roku. Pustynia totalna. Żadnego kontaktu z rybą. Żadnego brania, nawet półgębkiem, czy chociażby - odprowadzenia. Wszystkie te piękne trzcinowiska, blaty i stoki wydawały się być rybią pustynią. Podtrzymywałem się na duchu chłonąc piękne szkierowe krajobrazy i wmawiając sobie, że rzucanie muchówką w szkierach jednak jest znacznie przyjemniejsze niż w domu, na trawniku. Chociaż wyniki były identyczne. Wiedziałem jednak, że ryby muszą tu być, tylko nie żerują, albo są w innych miejscach. W odróżnieniu od łowienia w Polsce, mogłem odrzucić przypuszczenia, że wczoraj odłowiono tu sieciami, albo prądem. To daje dodatkowa motywację. Sprawia, że zastanawiam się dlaczego ryby nie biorą i co zrobić, by jednak coś złapać.


Łowię więc wytrwale testując różne hipotezy, co do miejsc przebywania ryb i zmieniając muchy. Bezskutecznie. Wreszcie, około 18, w tym samym miejscu, co wczoraj, mam kontakt z rybą. Jedno, jedyne branie przez cały uczciwie przepracowany dzień. Na imitację śledzia, biało-niebieską, typu flatwing. Ikrzyca. Numer większa od wczorajszej: 103 cm.





Rzeczona wieloródka. Można zobaczyć ikrę, o której piszę. Trzecia kropka (przy ogonie) - 100 cm.


Robi wrażenie wielkością, ale jest ociężała i podczas holu ruchliwością przypomina worek cementu. Bez problemu daje się podebrać. Kiedy ją mierzę i fotografuję wypływa z niej całkowicie dojrzała ikra, której zostawia sporo w łódce na pamiątkę. Jest absolutnie tuż przed samym tarłem, albo i w trakcie tarła. Czarny scenariusz znalazł właśnie potwierdzenie. Zrozumiałem, czemu nic nie mogę złapać... Wypuściłem rodzącą mamuśkę najdelikatniej jak umiałem, i zabrałem się stamtąd cichutko z poczuciem winy (nieprzesadnym, ale jednak), że łowiłem na tarlisku.

Byłem już na trasie powrotnej do domu i zatrzymałem się jeszcze raz, czy dwa, ale łowiłem bez przekonania i oczywiście bezskutecznie. Łowię w szkierach już blisko 20 lat, ale tak złego początku jeszcze nie miałem.


Wczoraj się rozpakowywałem i byłem zmęczony podróżą, więc wpis do dziennika zrobiłem króciutki. Za to dzisiaj mam znacznie więcej czasu...


Temperatura wody: 9,5 stopnia






Jesień

Czwartek, 10


Budzik miałem nastawiony na 6:00, ale kiedy zadzwonił było jeszcze całkiem ciemno. Uznałem wstawanie za przesadę, przymknąłem oczy na chwilę i obudziłem się o 7:30. Teraz było już całkiem jasno. Nawet słoneczko przeświecało przez chmury. Zebrałem się dosyć szybko (jak na mnie) i o 10:00 byłem na wodzie.
Pierwsze, co się okazało, to to, że sobie nie pofilmuję. Nowe uchwyty do kamer się nie nadają. Drifta w ogóle nie mogłem zamocować - nie wziąłem stosownej końcówki. Hero dała się zamocować, ale na sztywno, bez możliwości obracania. Jeden kłopot z głowy. Nawiasem mówiąc, wpisuje się to w moją ostatnią sklerozowatość. Trzeba było zrobić próbę na sucho. Daleko do łódki nie miałem...
No, ale do szczupaków. Tego dnia pogoda się zmieniała i nie żerowały zbyt dobrze. Wyjaśniło się wczorajsze popołudniowe szczupacze szaleństwo - ostro żerowały przed zmianą pogody. Dzisiaj było trochę gorzej. Przez cały dzień intensywnego łowienia złowiłem tylko 10 sztuk średniej wielkości - 60-75 cm. Pierwsze 2 przy trzcinach naprzeciw kamienia. Następne dwa na Bindudze. Pięć w Zatoce Zacisznej i okolicy. Dwa pod trzcinami po drugiej stronie.

Typowy szczupak szkierowy
Sprawdziłem doświadczalnie, że jednak wygląd i kolor much ma znaczenie przy kiepsko żerujących rybach. Dzisiaj preferują muchy typu Deceiver albo Flatwing, ewentualnie Clouser. Smukła sylwetka, niezbyt duże. Kolory jasne. Biały z żółtym, albo z seledynowym - 'Ain't no use if it's not chartreuse’, jak mawiali starożytni Amerykanie. No i prowadzić je trzeba było wolniej i głębiej. To chyba generalna zasada przy mało aktywnych rybach.
Ogólnie dzień pogodowo nieciekawy. Deszcz zaczął padać o 13 i nie przestał do wieczora. Nie był zbyt silny, ale za to uporczywy. No i ochłodziło się - 11 stopni. Temperatura wody -12.
Łódka z nową śrubą sprawuje się dobrze. Trochę długo wchodzi w ślizg. Ale jak już wejdzie, to jedzie dobrze. Szybkość podróżna 36 km/h, przy obrotach 4200. Pali wtedy 4,4 km/l. Sporo lepiej niż z poprzednią śrubą.
Doszedłem do ładu z silnikiem elektrycznym. Działa bez zarzutu z nożnym sterowaniem. Okazało się, że nie można go przekręcać. To znaczy musi być w określonym położeniu. Dzisiaj to skumałem. Obróciłem go o 360 stopni ccw, przełożyłem kabel i działa. To duża wygoda. Bardzo się cieszę. Bo mam sprawny silnik elektryczny, który się na prawdę przydaje. A po drugie, zadowolony jestem, że odgadłem przyczynę jego złego zachowania. Teraz tylko nauczyć się nożnego sterowania metodą bezwzrokową.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz