Wiosna
Czwartek 9 majaNa wodzie byłem późno, po 12:00. Pierwszy przystanek: trzciny przed przesmykiem. Stanąłem koło kamienia i w trzecim rzucie szczupak, na prawo od kamienia, na płytkim. Nieduży, 60+. Ale szczupak. Dobry początek dnia.
Szczupak spod trzcin |
Nie chcąc łowić w miejscach dokładnie obłowionych wczoraj, popłynąłem dalej, za zatokę z łabędziem i obławiałem przybrzeżne trzciny, których jest tam sporo. Szczupaki siedziały głęboko w trzcinach, ale brały nieźle. Zanim o 16 zgoniła mnie burza, złowiłem dwa, kilka mi zeszło - brały półgębkiem.
Widok z werandy, gdzie przeczekiwałem burzę |
Po burzy wróciłem, gdzie przerwałem i złowiłem kolejne dwa szczupaki między trzcinami. Bardzo widowiskowo brały, gdyż woda była spokojna. Te ostatnie dwa złowiłem na początku pierwszego trzcinowiska. Kilka bardzo widowiskowych wyjść i zejść na dokładkę.
Łowienie zakończyłem w zatoce z łabędziem i kamieniami. Dryfując w poprzek płycizny u wejścia, miałem branie porządnego szczupaka. Jednak po kilku sekundach zszedł. Ale zdążyłem ją poczuć. Duża sztuka. Jeszcze tam wrócę.
Jesień
Poniedziałek, 14
Temperatura o 9:30 - 10,3 C. Ciśnienie 1023 i lekko rośnie. Pochmurno, bezwietrznie. Ponuro, ale to dobra szczupakowa pogoda.
Może była i szczupakowa, ale szczupaki nie żerowały. Stanąłem przy pierwszych trzcinach koło kamienia i nic. Popłynąłem na Bindugę, rzucałem pół godziny i nada (to po hiszpańsku). Popłynąłem do miejscówki na zewnątrz Zatoki Łabędziej i także nic. Pojechałem za zakręt i przy pierwszych trzcinach spędziłem ponad godzinę łowiąc trzy. Trzeciego na raty: wziął mi jako pierwszy - zaraz po przyjeździe - i zszedł. Odjeżdżając stamtąd, wykonałem rzut i usiadł.
Czwartego złowiłem przy rozwalonym pomoście na samym końcu ciągu trzcin. Po drodze obrzucałem dosyć dokładnie trzciny i blat przy trzcinach, gdzie wiosną dobrze połowiłem. Ale bez skutku. Dopiero ten na końcu. Szczupak nieduży, ale waleczny. W momencie wypuszczania, szarpnął się i rozkwasił mi kciuk. Włożyłem palec do wody i podziwiałem jak cienki strumyk ciemnej krwi pulsując tryska z kciuka. Fascynujące. W rezultacie musiałem plastrować. Ranka jest głęboka i teraz, wieczorem - kiedy to piszę, jeszcze boli.
Z owych trzcin odbiłem w prawo i znalazłem nową miejscówkę, którą zapisałem w plotterze jako 4 Pikes, choć szczupaków było w końcu 6, czyli sześciu. Głębokie trzciny - może 60-70 m tych trzcin - i sześć sztuk! Świetne miejsce!
Zjadłem tam obiad i pokręciłem się między wysepkami obławiając różne trzciny i podwodne łąki. Przy krótkich, głębokich trzcinach złowiłem ładnego szczupaka, który był nader żwawy. Nurkował i odchodził przez jakieś 4 minuty.
Kawałek dalej, rzut pod trzciny, wzięcie - typowo szczupakowe. Holuję i widzę: byczy okoń: 46 cm! Gruby, wypasiony i pięknie wybarwiony. Robię mu zdjęcia, zapominając, że mam włączony program 'Sunset'. Ale przełączam na właściwy i mam jedno dobre, jedno trochę gorsze (obcięty kawałek ogona) i dwa rozmazane - to te od sunsetu.
Drugie zdjęcie tego samego okonia. |
Stamtąd płynę do starej miejscówki. Docieram w pobliże i łowiąc wzdłuż głębokich trzcin, łowię dwa następne. Jeden wziął widowiskowo: rzuciłem na ukos, jakieś dwa metry od trzcin. Kiedy mucha spadła na wodę, pod trzcinami, na lewo od muchy: fontanna wody - szczupak ruszył! Prawie w tym samym momencie poczułem branie i dotarło do mnie, że ten chlupot, to szczupak startujący z kopyta do muchy. Całkiem konkretny szczupak - blisko 90 cm.
To drugie takie zdarzenie dzisiaj. Poprzednie miało miejsce przy owych trzcinach 4 Pikes. Zauważyłem, że coś małego, białego idzie jakiś metr za muchą. W pewnym momencie robi zwrot i widzę, że to spory szczupak dziabnięty przez śrubę (?), fokę (?), z białym mięsem wystającym z grzbietu. Podniosłem muchę, rzuciłem precyzyjnie metr z boku, po lewej stronie szczupaka, na wysokości jego głowy. Bez wahania zrobił zwrot i uderzył. Stara sztuczka, zaczerpnięta od G.E.M. Skuesa. Nie rzuca się przed, a z boku ryby i nie za blisko, by nie spłoszyć…
Najlepszy do tej pory dzień, szczególnie jeśli uwzględnić okonia, który jest chyba rekordem życiowym. Powrót był trudny. Ciemno, na dodatek zawadziłem o skałę podczas rozpędzania łódki. Na szczęście nic się nie stało. Ale huk spory. Ten cholerny kamień jest na mapie w plotterze, ale na wodzie jest kompletnie niewidoczny. Położony jest nietypowo, jakieś 100 m od brzegu, gdzieś z pół metra pod powierzchnią. Zwykle Szwedzi takie oznaczają jakimś plastikowym baniakiem, albo bojką. Ale nie tym razem. Będę tam jeszcze pływał. Muszę uważać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz