Spiningowe
interludium
Muszę się przyznać ze skruchą, że jesienią
ubiegłego roku oraz wiosną tegoż zdradziłem muchówki na rzecz wędek
castingowych, wahadłówek i wielkich gum. To znaczy, nie przestałem łowić
muchówką, ale przestałem łowić wyłącznie
muchówkami. Z monogamisty stałem się poligamistą. Sam nie wiem, dlaczego.
Trochę chyba zatęskniłem za szumem precyzyjnych kołowrotków, za wymyślnymi
sposobami prowadzenia wahadłówek, za precyzją, szybkością, łatwością i wielkim
zasięgiem spinningowego łowienia. W każdym bądź razie, łowienie spinningiem
znowu sprawiało mi dużą przyjemność, a o to przede wszystkim w naszej pasji
chodzi, prawda?
Jeden z powodów powrotu do spinningu to pojawienie
się dużych 25-cio centymetrowych, 100-gramowych gum. Ciekawiły mnie bardzo.
Czytałem bardzo pochlebne opinie o nich. Prawie wszyscy Szwedzi, których
spotykałem nad wodą na nie łowili. Dodatkowym argumentem było to, że gumy te
nie bardzo toną, jeśli się ich dodatkowo nie dociąży co sprawia, że można je
poprowadzić bardzo wolno, z przystankami – prawie jak muchę.
Ciekawiło mnie też to, czy łowiąc 25 cm gumami będę
miał więcej brań dużych ryb („duża przynęta – duża ryba”). Mam na ten temat
wyrobione zdanie, ale nie zaszkodzi sprawdzić eksperymentalnie.
Innym powodem były okonie na głębokiej wodzie.
Muchówką skutecznie można łowić z dna gdzieś do 4-5 m, a i tak trzeba czekać kilkadziesiąt
sekund, by dociążona mucha zeszła do dna na bardzo szybko tonącej lince.
Doskonale pamiętam z dawnych czasów (Gamleby) dziesiątki okoni, które
wyciągaliśmy z 8-12m. Dla muchówki, to już trochę zbyt głęboko.
Kupiłem zapas Pig Shadów w wersji ‘dorosłej’ i Jr, w
kilku podstawowych kolorach. Musiałem też kupić wędki do rzucania takimi
monstrami, gdyż nie da się rzucać 100-gramową przynętą cały dzień wędką do
jerkowania – a tylko takie miałem w tym przedziale wagowym. Musiałem też kupić
nowe plecionki, bo stare trochę się zleżały. Kołowrotków nie musiałem kupować…
Trochę się uzbierało... |
Na łódkę
zabierałem 3 wędki: ciężką – 30-150g (8’7”) do łowienia ciężkimi gumami, średnią do 80g
(7’6”) do łowienia Juniorami i lekką do 40g (9’) do łowienia wahadłówkami i małymi
gumami. Czasami zastępowałem najcięższą wędkę jerkówką lub muchówką. Osobny problem
stanowiły przynęty. Łowiąc muchówką brałem pod pachę nieduże, lekkie pudełko z
20 muchami i to by było na tyle. Teraz to była skrzynka z jerkami i woblerami, mniejsza z
wahadłami i kilka pudeł z gumami. Razem pewnie paręnaście kilo. Na szczęście
mam sporo miejsca w zamykanych schowkach na łódce.
Wielkie gumy
zbroi się specjalnym systemikiem z dwiema kotwicami 1/0 lub 2/0, plus
ewentualne dodatkowe obciążenie.
Systemik, który używałem |
Uzbrojona guma
wygląda straszliwie, a wydłubywanie tych kotwic ze szczupaka (albo z własnej
dłoni – napiszę o tym innym razem) wymaga zacięcia chirurgicznego i specjalnego
wyposażenia w rozwieracz, mocne cążki i ciężkie nożyce do obcinania kotwic
(całe szczęście, że takie miałem). Te kotwice
mnie najbardziej wkurzały, bo taka mucha na bezzadziorowym haku, to praktycznie
sama wypada, a tu… Rzeźnia!
Nie mniej, owe
gumy okazały się nader skuteczne i na brak brań nie mogłem narzekać. Tylko
okoni nie złowiłem tyle ile się spodziewałem, ale być może nie poświęciłem im
dostatecznej ilości czasu. Na szczupaki
szczególnie skuteczna była metoda polegająca na dryfie przez miejscówkę i
łowieniu dużą gumą w pierwszym napływie. Duże gumy sprawiają, że szczupaki albo
je atakują (nawet małe szczupaki) albo do nich wychodzą jak pstrągi (wir na
wodzie w pobliżu gumy), albo je podskubują. Rzut w to samo miejsce muchówką i zlokalizowany
szczupak zwykle chętnie brał. Małe (10-12cm) gumy i wahadłówki też bywały w
takich razach skuteczne. Tak więc pierwszy dryf z dużą gumą, następny z
muchówką, małą gumą lub wahadłówką. Na wyniki nie mogłem narzekać. Tylko te
kotwice…
Łowiłem w ten
sposób jesienią 2016 roku, wiosną 2017 roku i pierwszy dzień jesienią 2017. Od
drugiego dnia wróciłem do łowienia wyłącznie muchówkami. Ale o tym w następnym odcinku…